niedziela, 12 czerwca 2016

Rozdział 5 - IQ czterolatki

Witam serdecznie po wyjątkowo długiej przerwie.
Dlaczego nic nie dodawałam?
Tłumaczyć się nie będę, bo tłumaczą się tylko winni.
Tak więc zapraszam do czytania i komentowania!
Zapraszam również na mojego drugiego, nowo założonego, bloga z recenzjami :D Osobisty ósmy księżyc
~*~*~*~*~

Kiedy leżałam nieprzytomna – lub martwa – miałam dużo czasu na przemyślenia o swojej głupocie.
Agnes, dlaczego zaatakowałaś osobę która miała cię chronić? No tak, po prostu jesteś tępa i masz IQ czterolatki... zawiodłam sama siebie – czy można upaść niżej?
Śmierć... taak, to przez nią. Strażnik ma jej donosić o moich postępach. Nie chciałam być kontrolowana. Nie lubię tego.
Ale pomyślmy jeszcze raz, co mi teraz zostało?

1. Zabić faceta, który, prawdę mówiąc, już nie żyje – pestka!
2. Dogadać się ze strażnikiem, przy okazji nie poniżając się zbyt bardzo – tu będzie już trudniej, moje ego nie pozwala mi się poniżać.
3. Nakarmić Ząbka – o ile nie zapomnę.
4. Obudzić się – tsa, bez tego ostatniego punktu mój plan Diabli wzięli.



Powtórzyłam mój plan w myślach jeszcze trzy razy i przeszłam do kolejnych, nurtujących pytań.
Jak wygląda, i kim jest, strażnik?
Zaczęłam wyobrażać go sobie w myślach.
Musiał być bardzo wysoki i dobrze zbudowany. Może miał ciemne włosy jak ja? I ostre rysy twarzy. Może chodził w zbroi, bez hełmu? Tak, to prawdopodobne. Miło by było mieć takiego rycerzyka. Na sto procent wygląda niesamowicie! Wszystkie kobiety które miniemy będą patrzyły na mnie z zazdrością. „Jak on może być z tak ponurą dziewczyną” - uśmiechnęłam się na tę myśl.
Może nie jestem człowiekiem, ale instynkty kobiecy mi zostały!

Obudziłam się. Po chwili stwierdziłam, że leżę wygodnie na kanapie w moim wynajętym pokoju. Na stoliku obok mnie leży kubek z parującym napojem. To na pewno ciepła herbatka zrobiona przez mojego rycerzyka. Czyżby się na mnie nie gniewał?
Uśmiechnęłam się i sięgnęłam po naczynie, lecz obca ręka zabrała go szybciej.

– Jak chcesz kawusię, moja mała wojowniczko, to sama musisz użyć rączek i sobie ją zrobić – mruknął ktoś kąśliwie.

Kawusię? Mała Wojowniczko? – co ja jestem? Pies?
Podniosłam wzrok na mojego rozmówcę i... minus pięć punktów dla mnie.
Miałam przed sobą rosłego mężczyznę z wielkim brzuchem, lecz byłam pewna, że jest silny. Włosy miał dość długie, dłuższe ode mnie, zaplecione w dwa tłuste warkocze w miedzianym kolorze. W jego brodzie mogłam się dopatrzeć, pewnie, trzech ostatnich posiłków. Miał duże zielone oczy, a nad nimi krzaczaste brwi. Na twarzy widniał szeroki uśmiech, co sugerowało, że nieźle się bawi moim kosztem.
Obok fotela na którym siedział leżała okrągła tarcza i topór.

– Ha ha ha – mruknęłam – bardzo śmieszne.

– Dla mnie? Owszem! – mężczyzna zarechotał. – Zwą mnie Vifil. A ciebie Agnes.

Nie. To nie było pytanie. On po prostu stwierdził fakty.
Wypił ostatni łyk kawy i rzucił kubkiem o ścianę naprzeciwko mnie. Spiorunowałam go wzrokiem.

– Ty tak zrobiłaś. Myślałem, że to naturalne.

"Rozejrzałam się szybko i wzięłam do ręki pierwszy kubek jaki napotkałam. (…) Rzuciłam kubkiem z całej siły." – szlag, przypomniałam sobie tamtą chwilę i musiałam przyznać mu rację.
Obejrzałam pokój, licząc w duchu, że to była jego pierwsza kawa. Kolejne minus pięć punktów.
Na podłodze leżało już przy
najmniej pięć, potłuczonych kubków.
I tak oto, miałam przyjemność poznać, mojego prywatnego Wikinga.
Czułam w kościach, że to nie będzie łatwa znajomość...

2 komentarze:

  1. W końcu jakiś rozdział! Ciekawe, jakie problemy bedą pomiędzy wikingiem, a "małą wojowniczką". Nje moge się doczekac następnych rozdziałów!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Problemy będą, oj będą :))))
      Pozdrawiam serdecznie, Amcia

      Usuń